Wielki Mur - recenzja
piątek, stycznia 13, 2017
Wielki Mur Chiński mierzący ponad 8851 km miał nie tylko
odstraszać wrogów wielkiego Cesarstwa, ale stanowił także pierwszą linię obrony
przed licznymi złymi mocami. Groźne Tao Tei na Ziemi pojawiły się przed wiekami
i były boską karą za chciwość mieszkańców Chin. Potwory atakują raz na 60 lat,
aby przypomnieć ludziom o grzechach ich przodków. Kilku żołnierzy na czele z
Williamem (Matt Damon) i Tovarem (Pedro Pascal) przemierzają wschodnią krainę w
poszukiwaniu czarnego prochu, zdolnego do wysadzenia nawet najgrubszego muru. Podczas
jednego z postojów William odcina jedną z kończyn potwora. Wkrótce trafiają do
Wielkiego Muru, w którym dowódcy wojsk wraz ze strategiem Wangiem (Andy Lau)
zaintrygowani są niezwykłym dokonaniem przybysza. Nie mają jednak czasu na
zbadanie pozostałości po potworze, bo właśnie nadchodzi moment, na który wojska
dowodzone przez generała Shao (Hanyu Zhang) czekały przez kilkadziesiąt lat.
O „Wielkim Murze” głośno było z dwóch powodów. Po pierwsze to pierwsza wysokobudżetowa chińska produkcja, która od początku szykowana była jako towar eksportowy. Zazwyczaj nie docierają do naszych kin azjatyckie filmy fantasy, przygodowe czy wojenne. I nie ma co się dziwić, bo często zawierają one elementy, które zachodniemu widzowi mogłyby nie przypaść do gustu. Dlatego też sięgnięto po sprawdzonego Yimou Zhanga, reżysera „Hero”, „Domu latających sztyletów” czy bardzo niedocenianych „Kwiatów wojny”, który stroni w swoich filmach od elementów fantasy, czerpiąc inspirację ze wschodnich baśni, legend czy historii. Drugim z powodów było obsadzenie w głównej roli Matta Damona. Obrońcy poprawności politycznej od razu wznieśli larum, że biały mężczyzna zabiera prace nawet w oryginalnej chińskiej produkcji. Śpieszę z wyjaśnieniem, że postać grana przez Damona nie mogłaby być odegrana przez aktora innej rasy, ale ważniejszym powodem, jest głośne nazwisko w obsadzie, które nie tylko przyciągnie chińską widownię do kin, ale zachodni odbiorca będzie miał okazję do obejrzenia tego filmu.
A z „Wielkim Murem” warto się zapoznać, pomimo tego, że nie
jest to produkcja tak dobra, jak można byłoby przypuszczać. Cierpi głównie na
kiepski, pretekstowy scenariusz, w którym poboczne wątki zostały kiepsko
poprowadzone. W mniej więcej połowie filmu William i Tovar zaczynają działać na
własna rękę. Jeden pragnie pomóc chińskiej armii w pokonaniu Tao Tei, zaś drugi
chce wzbogacić się na czarnym prochu i wydostać się z kamiennego więzienia
jakim jest Wielki Mur wraz ze spotkanym na miejscu Ballardem (Willem Dafoe).
Nie dość, że bohater grany przez Pedro Pascala ma jedynie sekundować
Williamowi, co jakiś czas rzucić jakimś żartem, to wątek jego i Ballarda kończy
się w rozczarowujący sposób, jakby scenarzyści nie chcieli mieć pomysłu na
lepsze rozwinięcie obu postaci. I o to mam chyba do Yimou Zhanga najwięcej
żalu, bo Pedro Pascal wystąpił w „Grze o Tron” raptem w paru odcinkach, ale
zdążył zaskarbić sobie serca widzów, a tu reżyser nie potrafił odpowiednio
wykorzystać aktora.
Dużo lepiej poradził sobie z Mattem Damonem, który
najwyraźniej miał dość ciągłego wybawiania z opałów w amerykańskich produkcjach
i tym razem sam chciał kogoś uratować. Zhang miał doświadczenie z zachodnimi
aktorami, bo wcześniej pracował z Christianem Balem i choć ciężko mówić o
wielkiej roli Damona, to jako nieustraszony żołnierz przechodzący wewnętrza
przemianę sprawdza się wystarczająco dobrze. Spora w tym też zasługa Tian Jing
wcielającej się w komandor Lin Mei. Między Williamem a Lin szybko rodzi się
uczucie, ale Zhang ogrywa ten wątek z takim wyczuciem, że Lin w żadnym momencie
nie staje się seksualnym obiektem, który ma oddać się głównemu bohaterowi i do
końca pozostaje tę samą twardą panią komandor.
„Wielki Mur” to dobry krok naprzód dla chińskiego rynku. Nie
jest to film, który koniecznie trzeba obejrzeć, ale to świetna propozycja dla
osób, szukających niewymagającego, a efektownego widowiska, przy którym można
się rozerwać w piątkowy wieczór. Nie ma tu nic, czego nie widzielibyśmy
wcześniej, a efekty specjalne pomimo ogromnego budżetu (150 mln dolarów) mogłyby
być lepsze, ale wschodni klimat produkcji rekompensuje pewne braki i nie pozwala
nudzić się przez ponad półtorej godziny spędzonym w fotelu kinowym.
Ocena: 5/10
foto: Universal Pictures
0 komentarze