Konwój - recenzja

wtorek, stycznia 17, 2017




Na dużym ekranie dostało się już policji, drogówce, służbom specjalnym, a teraz przyszła pora na służbę więzienną. To bardzo wdzięczny temat dla filmowców, bo jak pokazują przypadki filmów Patryka Vegi, Polacy kochają oglądać służby porządkowe w akcji. Maciej Żak nie poszedł jednak utartą ścieżką przez trzy części „Pitbulla”, skręcając raczej w rejony „Prostej historii o morderstwie” Jakubika z zeszłego roku. „Konwój” więc to pełnokrwiste kino gatunkowe w naprawdę dobrym wydaniu.

Uzależniony od narkotyków sierżant Zawada (Robert Więckiewicz) wraca do czynnej służby, po tym jak dyrektor Nowacki (Janusz Gajos) daje mu nowe zadanie. Ma dowodzić podczas konwoju bardzo groźnego więźnia do szpitala psychiatrycznego. Już na samym początku pojawiają się pierwsze problemy, kiedy to niczego niespodziewający się sierżant Berg (Przemysław Bluszcz) sprzeciwia się zdegradowania do roli zaledwie zastępcy. Towarzyszący Bergowi w każdym konwoju młody Feliks (Tomasz Ziętek), prywatnie zięć dyrektora Nowackiego, z racji braków kadrowych, musi wziąć udział w przewiezieniu przestępcy. Dołącza do nich tajemniczy typ ze służby specjalnej (Łukasz Simlat). Gdy konwój wyrusza, dyrektor Nowacki dowiaduje się, że w więźniarce znajduje się Feliks. Rusza więc w pościg aby uratować nie tylko swojego zięcia, ale skrzętnie uknutą przez niego intrygę.

foto: Jacek Drygała

Ciężko cokolwiek o tym filmie napisać nie spoilerując historii. Kolejne warstwy spisku dosyć szybko zostają odkryte, tak samo jak charaktery poszczególnych członków konwoju z więźniem na czele. Przestępcą okazuje się Nauczyciel (Ireneusz Czop), który wydaje się słusznie trafić do zakładu psychiatrycznego, co daje wiarę idealistyczny Feniks, chcący w przyszłości zostać adwokatem. Innego zdania jest reszta załogi, a dobór takiego a nie innego składu nie jest przypadkowe. Cała akcja zostaje jednak zagrożona przez nieświadomego zagrożenia zięcia dyrektora. Ślepo zapatrzonego w swojego teścia, nigdy nie przypuszczałby, że ten posunąłby się do czegoś takiego. W grę wchodzi nie tylko życie więźnia, ale także każdego członka załogi więźniarki.

foto: Jacek Drygała

Panowie sobie nie ufają, niektórzy mają ze sobą zatargi z przeszłości, inni doskonale znają więźnia. Maciej Żak wchodzi w psychologię swoich bohaterów przebywających w ciasnym, czterokołowym więzieniu. Nie wiemy o nich zbyt wiele, ale każdy wyróżnia się inną dominującą cechą, za pomocą której łatwo każdego z nich zdefiniować. Reżyserowi pomagają znakomici aktorzy na czele z Więckiewiczem, którzy robią wszystko, aby uwiarygodnić swoich bohaterów i wychodzi im to świetnie.

foto: Jacek Drygała

„Konwój” byłby o wiele lepszym filmem, gdyby nie ostatnie 20 minut filmu. Maciejowi Żakowi najwyraźniej zabrakło pomysłu, jakby ten cały konflikt wraz z zawiłą intrygą sięgającą samej góry rozwiązać, ale to co dzieje się w końcówce filmu nie powinno nigdy się zdarzyć. Nagromadzenie absurdów, nielogiczności, wręcz idiotyzmów jest tak duże, że co chwile przecierałem oczy ze zdumienia co właściwie widzę. Nagle z gęstego, mrocznego, brudnego i bardzo klimatycznego thrillera, którego wielu nazwałoby kinem dla prawdziwych mężczyzn, robi się coś co doskonale znamy chociażby z kina superbohaterskiego, a w tak realistycznie oddanym filmie nie powinno mieć racji bytu. Ostatnie sceny z dyrektorem Nowackim wydają się wrzucone losowo i na siłę, bez jakiejkolwiek ciągłości czy logiczności, zaś retrospekcje zostały źle zmontowane, przez co nie oddziałują tak jak powinny. Pomimo tego „Konwój” to dobre kino gatunkowe, który potrafi wciągnąć, ale obietnice z pierwszych minut filmu nijak mają się do zakończenia i trzeba mieć to na uwadze wybierając się do kina. 

Ocena: 6/10

Ilustracje: Jacek Drygała

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty