Pierwszy śnieg - recenzja

sobota, października 14, 2017


Skandynawskie kryminały to popkulturowy fenomen, który do tej pory nie miał szczęścia w ekranizacjach wprost z Fabryki Snów. Choć powieści Jo Nesbø, Jussiego Adler-Olsena, Stiega Larssona czy Jensa Lapidusa zostały przeniesione na wielki ekran, to były to w większości produkcje trafiające na lokalny rynek, które omijały nawet większość europejskich krajów, nie mówiąc już o zrobieniu jakiegokolwiek sukcesu w USA. Po całkiem udanej „Dziewczynie z tatuażem” Davida Finchera wydawało się, że o to zaczyna się era poznawania przez szeroką publikę nagradzanych powieści skandynawskich autorów. Jednak nienajlepsze wyniki finansowe i przedłużające się rozmowy dotyczące startu produkcji kontynuacji, pogrzebały na długie lata szansę dla reszty skandynawskich pisarzy. Czy „Pierwszy Śnieg” autorstwa Jo Nesbø, wyreżyserowany przez twórcę „Szpiega”, z gwiazdą pierwszego formatu jaką jest Michael Fassbender, ma szansę namieszać pod tym względem?

Neurotyczny, stroniący od ludzi, uzależniony od alkoholu Harry Hole (Michael Fassbender) jest legendą norweskiej policji. Zamiast jednak zajmować się nielicznymi sprawami morderstw, coraz częściej zagląda na dno butelki, co często kończy się pobudką nad ranem na ławkach w parku. Staczanie się jednego z najlepszych detektywów nie potrwa jednak długo. Wraz z nową partnerką Katrine Bratt (Rebecca Ferguson) będą musieli rozwiązać sprawę zaginięć kobiet, których zniknięcie wiąże się z opadami śniegu oraz tajemniczym bałwanem o złowrogim spojrzeniu.


Sprawca działa metodycznie. Na ofiary zawsze wybiera zamężne matki, które uprowadza wyłącznie w dni, które występowały opady śniegu, co podczas pory zimowej w mroźnej Norwegii nie jest niczym rzadkim. Jedynym elementem jaki pozostawia po sobie sprawca jest bałwan stworzony z dwóch śniegowych kul, którego usta wykonane są z ziaren kawy. Pomysł wprost przeniesiony z powieści intryguje od pierwszej chwili, ale okazuje się, że ma niewielkie znaczenie. Śledztwo prowadzone przez Hole’a i Bratt szybko zaczyna ignorować te poszlaki, a sam bałwan zamiast stać się ikoną filmu, staje się wyłącznie zapychaczem. Ale to nie jedyne bolączki trapiące to co najważniejsze w „Pierwszym śniegu”.

Cała fabuła zbudowana jest na lichych i nieprzekonujących zbiegach okoliczności, które pozbawione są jakiejkolwiek logiki. Bohaterowie zbyt często trafiają na coś przypadkiem, a samo śledztwo skonstruowane jest na najróżniejszych kliszach i schematach, które wprawnego widza zupełnie niczym nie zaskoczą. Problematyczne jest również tempo akcji, które jak przystało na skandynawski kryminał, jest wręcz melancholijne, przepełnione ujęciami krajobrazów, które akurat w „Pierwszym śniegu” jakoś wyróżniają się na tle reszty elementów filmu. W tym wszystkim najgorzej jednak wypada podwójne śledztwo, które nieudolnie przeplatają się ze sobą, mając kilka punktów wspólnych. Druga, poboczna sprawa jest zupełnie zbędna, a do tego pozbawiona jest jakiegokolwiek napięcia, które mogłoby nieco bardziej zainteresować śledztwem. Jakby tego mało, wątek ten nie otrzymuje żadnego sensownego zakończenia. Wiąże się to też z największym koszmarem filmu, czyli występem Vala Kilmera. 57-letni aktor zalicza jeden z najgorszych występów w karierze, a najlepszym tego świadectwem jest dołożony w postprodukcji dubbing, którego synchronizacja z ustami aktora pozostawia sporo do życzenia.


Jeżeli cokolwiek w „Pierwszym śniegu” wyszło, to wątek prywatnego życia Harry’ego Hole’a. Michael Fassbender jest bardziej wiarygodny w roli przyszywanego ojca dla Olega, syna swojej byłej dziewczyny, niż jako detektyw. Aktor miał wtedy okazję zagrać na nieco bardziej dramatycznej nucie, bo przez resztę filmu snuje się bez pomysłu, jak tu zagrać zmęczonego życiem alkoholika, przez co sprawia wrażenie jakby fizycznie cierpiał graniem w tym filmie. Również Rebecca Ferguson zagrała tylko poprawnie, a między aktorami nie ma żadnej chemii, dlatego dobrze, że scenarzyści nie dopisali im żadnej romansowego wątku. Pozytywnie za to prezentuje się jak zwykle trzymający formę J.K. Simmons, którego na ekranie zbyt wiele nie ma, ale samą swoją osobą dodaje nieco energii filmowi. A także Jonas Karlsson, jako ojczym Olega, którego wspólne sceny z Fassbenderem wypadają zaskakująco dobrze.


„Pierwszy śnieg” miał ambicje stać się na kryminałem z najwyższej półki, ale twórcy chcieli przy pierwszym spotkaniu Harry’ego Hole’a z szeroką publiką upchać zbyt wiele, na czym ucierpiały poszczególne wątki, z głównym śledztwem na czele. Postać norweskiego detektywa jest ciekawa, ale przez brak rozszerzonej ekspozycji i przeszłości głównego bohatera, tak na dobrą sprawę niewiele o nim wiadomo, a to co widzimy na ekranie, nijak ma się do legendy za jaką uważany jest Harry Hole. Tak samo jest z „Pierwszym śniegiem”. Powieść Jo Nesbø może i uważana jest za wielki kryminał, ale to co trafiło do kin w zupełności tego nie potwierdza.

Ocena: 3/10

foto: Universal Pictures

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty