Siedem minut po północy - recenzja
środa, stycznia 04, 2017
„W porządku” – to pierwsze słowa jakie usłyszymy z ust
głównego bohatera filmu „Siedem minut po północy”. W życiu dwunastoletniego
Conora (Lewis MacDougall) nic nie jest jednak w porządku. Zanim chłopak odpowie
na pytanie zmartwionego nauczyciela podczas jednej z lekcji, wraz z
nastolatkiem przeżywamy powtarzający się w każdej nocy koszmar, w którym Conor
próbuje uratować swoją matkę (Felicity Jones) przed upadkiem w przepaść. Chłopak
każdego ranka wstaje wcześnie rano, aby przyszykować się do szkoły, zrobić sobie
śniadanie, a w międzyczasie stawić pranie. Pomaga ciężko chorej matce jak tylko
może, ale cała ta sytuacja zaczyna go przerastać. Jako wyobcowany nastolatek,
gnębiony codziennie po szkole, gdy tylko może ucieka do krainy wyobraźni. Czy
to na kartce papieru, czy w podręczniku od matematyki, Conor rysuje często
fatalistyczne obrazki, przedstawiające mroczne i przerażające potwory. Pewnej
nocy chłopca nawiedza Potwór (Liam Neeson) będący uosobieniem majestatycznego
drzewa z pobliskiego cmentarza, na który Conor ma widok z okna. Potwór obiecuje
nastolatkowi, że będzie nawiedzał go każdej nocy, opowiadając mu trzy historie,
zaś czwartą opowiedzieć będzie musiał sam chłopiec.
W obliczu choroby matki, Conor musiał szybko dorosnąć. „Już nie dziecko i jeszcze nie mężczyznę” – na samym początku filmu zaznacza narrator. I patrząc na chłopca rzeczywiście ciężko dostrzec w nim dziecko, jak na swój wiek jest bardzo dojrzały, ale wymaga tego od niego sytuacja. Jednak emocjonalnie daleko mu do stania się mężczyzną, nie rozumiejąc pewnych spraw, obwiniając się za coś, na co nie ma żadnego wpływu, godząc się ze swoją rolą. Sytuację pogarsza nagłe przybycie znienawidzonej przez Conora babci (Sigourney Weaver). Babcia chce dla chłopca jak najlepiej, ale Conor obawia się, że jakakolwiek ingerencja kobiety w życie chłopca oznacza nieuchronne pożegnanie się z matką. Jest jeszcze ojciec chłopca (Toby Kebbell), a właściwie to go nie ma, bo porzucił swoją rodzinę dawno temu, przenosząc się do Ameryki i tam zakładając nową. Dla Conora tata jest ostatnią ostoją, do której może się zwrócić i zaufać, ale ojciec nie może zapewnić chłopcu przyszłości u jego boku. Może być tylko rodzicem na chwilę, z doskoku, a to chłopcu nie wystarcza.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSyX3nkc-G-63LbQ4Rb8HQV6xpEK-Pj5VHcz2mgNkJ8k2PxGGNxXIRpajd9iSgsRY_318MHLHteYAdKryEfcz4sRjwR_W5Eza2S-XuxMUcbPnNmW4iNfbEbHs_02kUUH6fLFPlII3KBkY/s640/2.jpg)
„Siedem minut po północy” jest filmem ciężkim gatunkowo,
dlatego nie dajcie zwieść się otoczce fantasy i gościnnemu udziałowi Groota
(czy mamy do czynienia z renesansem drzew w kinie?). Nie jest to produkcja
skierowana do młodzieży gimnazjalnej, a nawet mniej ogarnięci licealiści
mogliby mieć problem z udźwignięciem ciężaru tego filmu. Dlatego cieszy mnie
decyzja polskiego dystrybutora, że nie zdecydował się na polski dubbing, bo nie
wyobrażam sobie Szyca czy Karolaka zamiast Liama Neesona.
Łatwo było z tego zrobić lekką, melodramatyczną, ale
wzruszającą historyjkę, zarówno artystycznie jak i marketingowo, a mimo
wszystko J.A. Bayonowi udało się stworzyć
obraz poruszający, przykry, po prostu smutny, w którym brak obowiązkowego w
innych tego typu produkcjach ciepła i nadziei służącym za puentę filmu, ale
mimo wszystko jest w „Siedmiu minutach po północy” coś oczyszczającego,
terapeutycznego, co pozwala na chwilę zapomnieć o własnych smutkach i
problemach.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibv35eUJAVQl5TQSzFHf0pJ_xFGsD_zXiJveOO7RHYsL_rZ3bQqp3EDXlIi2fSzLG5CKVpKneC5LDa_L4_N82wxPIDckpxg3-ZF1MkNY3Nou27uB00ciCWqdbqHqxexlUs_TwBWYBGtpo/s640/3.jpg)
Reżyser zadziwiająco dobrze poradził sobie z wątkami
fantasy. Nie podążył bezpieczną drogą Spielberga w „The BFG” czy jak del Toro w
„Labiryncie fauna” serwując widzowi mroczną wizualnie, ale merytorycznie
zdecydowanie luźniejszą opowieść. W „Siedem minut po północy” wszystko idealnie
ze sobą współgra, a akwarelowe opowieści Potwora dodają uroku całej historii.
Jednak to co w filmie robi największe wrażenie, to relacje
między bohaterami. Historię poznajemy z perspektywy Conora, ale prawdziwymi
ładunkami emocjonalnymi są jego wspólne sceny z matką, babcią i ojcem. Felicity
Jones zaliczyła bardzo dobry występ, gdzie jednym spojrzeniem potrafi oddać
całą dramaturgię sceny, tworząc atmosferę pełną bólu i smutki. Zaskakująco
dobrze wypada Toby Kebbell, któremu osobiście mocno kibicuję po jednym z
odcinków serialu „Black Mirror”, a do tej pory na dużym ekranie wypadał co
najwyżej poprawnie. Jednak prawdziwą perłą jest Sigourney Weaver. Jak uczy
pierwsza historia Potwora, odnosząca się pośrednio do postaci babci chłopca,
nic nie jest czarno-białe i to co nam się wydaje, może być błędne. Dlatego po
postaci Weaver spodziewamy się apodyktyczności, surowości i niepobłażliwości,
bo dajemy się zmanipulować emocjom Conora. Ale babcia nie jest wcielonym złem,
a zwykłą osobą, która tak jak Conor, musi sobie radzić w pojedynkę ze
wszystkimi problemami. Dziadek chłopca zmarł, gdy jego mama była jeszcze małą
dziewczynką, a teraz babcia zmaga się z nieuleczalną chorobą córki, a na
wychowaniu ma dwunastolatka, którego porzucił ojciec. W całym filmie to właśnie
postać grana przez Sigourney Weaver jest najbardziej dramatyczną, bo na jej
barkach spoczywa cały ciężar i ciężko nam jej szczerze nie współczuć, a
jednocześnie nie podziwiać, jak zmaga się z problemami.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxIALEXTXn5NbwodK8aevLGX4RPoV9p3b7LoC47aDWoUM_fem_bOU-QPn7tdbng5O1qBvOVl91enm0jdYb98Uc4yPg5TI1C6VpaARBCfNgp0nqW_Jnppw2X5X5BDESZaau4XYS1B-G1dY/s640/4.jpg)
„Siedem minut po północy” nie zostawia widza z nadzieją w
sercu, ale też nie wywołuje moralnego i emocjonalnego kaca po seansie. Nie jest
to lekkie i przyjemne kino dla całej rodziny z elementami fantasy, a bardzo
ciężki gatunkowo dramat, przypominający surowością „Niemożliwe” – poprzedni film
reżysera. Dlatego warto mieć na uwagę, że nie jest to kino rozrywkowe,
pozostawiające widza w dobrym nastroju, ale zdecydowanie warto unieść ten
ciężar, aby samemu przekonać się ile wysiłków kosztuje zmierzenie się dziecka z
chorobą bliskiej mu osoby.
Ocena: 8/10
foto: Focus Features
foto: Focus Features
0 komentarze