Ukryte działania - recenzja
piątek, lutego 24, 2017
Filmów dotykających problemu rasizmu i segregacji rasowej
jest na pęczki. W większości to prawdziwe historie, często przedstawiające
dramatyczne wydarzenia, obok których ciężko przejść obojętnie. Theodore Melfi
nie poszedł utartą ścieżką bardziej doświadczonych kolegów. Reżyser „Mów mi
Vincent” z niebywałą lekkością przedstawia losy trzech czarnoskórych pracownic
NASA, które w niesprzyjających czasach dla innej rasy niż białej, zapisały się
na w amerykańskiej historii.
Katherine (świetna Taraji P. Henson), Dorothy (Octavia
Spencer) i Mary (Janelle Monáe) pracują wraz z wieloma innymi czarnoskórymi
kobietami w specjalnej komórce obliczeniowej w NASA. Kobiety do tej pory
pracujące w charakterze pomocniczym, wreszcie będą mogły się wykazać, kiedy to
Związek Radziecki zaczął wygrywać wojnę ze Stanami Zjednoczonymi o prym w
wysyłaniu promów załogowych na orbitę Ziemi. NASA potrzebuje najtęższe umysły,
aby powiodło się wysłanie w przestrzeń kosmiczną astronauty Johna Glenna (Glen
Powell), którymi okażą się trójka przyjaciółek.
Theodore Melfi z gracją podszedł do tematu rasizmu i
segregacji rasowej. Już jedna z pierwszych scen, w której policjant początkowo
dziwi się, że NASA zatrudnia czarnoskóre kobiety, żeby parę chwil później dać
bohaterkom policyjną obstawę, ustawia resztę filmu. Reżyser nie ma zamiaru
oceniać, ani tym bardziej nikogo krytykować za podziały rasowe. Takie były
czasy i nie trzeba było być rasistą, żeby biernie przyczyniać się do takiego
stanu rzeczy. Dlatego Melfi nie wskazuje winnych, bo winny jest cały system.
NASA od zawsze miało dobru pijar, ale w latach 60. nawet tam nie traktowano
wszystkich równo. I nie była to kwestia tylko rasy, ale także płci, która miała
mnóstwo absurdalnych ograniczeń. Więc jak musiała się czuć czarnoskóra kobieta
w świecie zdominowanym przez biały patriarchat?
Tytuł „Ukryte działania” odnosi się więc nie tylko obecnej
niemal na każdym kroku matematyki, dzięki której „dotknięcie gwiazd” miało stać
się wreszcie realne, ale przede wszystkim do działań głównych bohaterek, które
co prawda nie miały takiej siły społecznej w walce przeciw segregacji jak
marsze Martina Luthera Kinga, ale dla każdej z bohaterek z osobna było to być
albo nie być. Katherine trafiająca pod bezpośrednie zwierzchnictwo Ala
Harrisona (Kevin Costner), musiała walczyć o uznanie, bo choć odwalała
największą i najlepszą robotę, zawsze była w cieniu Paula Stafforda (Jim
Parsons). Dorothy również czuła się niedoceniana, bo chociaż pełniła obowiązki
kierownika, to NASA nie chciała oficjalnie awansować ją na to stanowiska. Do
tego doszła wzajemna niechęć do kierownika działu HR Vivian Michael (Kirsten
Dunst). Mary była świetnym inżynierem, ale w tamtych czasach żadna kobieta nie
mogła marzyć o tym tytule. Nie brakowało jej ani wykształcenia, ani tym
bardziej doświadczenia, pracując nad budową silnika rakiety. Dzięki swojej
pewności siebie oraz ogromnej charyzmie, wystąpiła do sądu o możliwość
uczęszczania na zajęcia do szkoły wyłącznie dla białych.
„Ukryte działania” to więc opowieść przede wszystkim o
cichej i powolnej, ale jakże skutecznej walce przeciw segregacji rasowej, ale
również o trzech zdeterminowanych kobietach, które pokonały przeciwności losu i
zdołały spełnić swoje marzenia. Theodore Melfi tym filmem stawia im zasłużony
ołtarzyk. A reszcie pozostaje ważna lekcja, że tylko działając razem można
osiągnąć coś wielkiego i prześcignąć w każdym wyścigu odwiecznego rywala. Bo
jak powiedział Al Harrison, „w NASA wszyscy sikamy na ten sam kolor” i ciężko o
trafniejszy komentarz. Tak samo jak znakomite wyśmianie bezsensowności
segregacji rasowej poprzez potrzeby fizjologiczne i nieszczęsny podział toalet.
I w tym wszystkim cieszy również, że Melfi tak świetnie odnalazł się w tych
realiach, dzięki czemu produkcje o rasizmie nie są zarezerwowane już tylko dla
czarnoskórych reżyserów.
Ocena: 7/10
foto: Twentieth Century Fox Film Corporation
0 komentarze