Mroczna wieża - recenzja
piątek, sierpnia 11, 2017
Adaptacje prozy Stephena Kinga nie mają się najlepiej. Ledwo
co dostaliśmy bardzo udany miniserial „22.11.63”, żeby rok później w telewizji
ukazała się okropna serialowa adaptacja „Mgły”. Wydaje się, że twórczość Kinga
najlepsze lata ma za sobą, kiedy to w latach 80. i 90. pojawiło się „Lśnienie”,
„Zielona Mila” i „Skazani na Shawshank”. Ale każda kolejna powieść mistrza jest
łakomym kąskiem dla filmowców, którzy zdają się nie rozumieć fenomenu jego
dzieł. Identycznie jest z „Mroczną wieżą”, gdzie półtoragodzinny film, z
niewiadomych powodów jest, czymś na wzór sequela dla ośmiotomowego cyklu. To
nie miało prawa się udać.
Jake Chambers (Tom Taylor) cierpi na zaburzenia snu
spowodowane dziwnymi koszmarami. Widzi w nich alternatywny świat, w którym Walter O’Dime (Matthew McConaughey), znanym również jako Człowiek w czerni wykorzystuje
dzieci, które mają być kluczem do zniszczenia pradawnej wieży, będącej ostatnim
bastionem dla wszystkich światów przed mitycznym złem. Wieże strzegą
Rewolwerowcy, zakon niemal zupełnie zgładzony przez złego czarnoksiężnika.
Pozostał jedynie Roland Deschain (Idris Elba), którego celem w życiu stała się
prywatna wendetta na Człowieku w czerni. Przypadkowo Jake trafia do świata
pośredniego i dowiaduje się, czym były jego sny. Razem z Rolandem wyruszają
powstrzymać Waltera O’Dime’a przed zniszczeniem wieży.
„Mrocza wieża” to typowy przedstawiciel przygodowego fantasy,
skierowanego przede wszystkim do nastolatków, bardzo przypominający „Łowcę
czarownic” z 2015 roku. To produkcja lekka, miejscami zabawna, oparta na
wszystkich możliwych gatunkowych schematach i kliszach. Typowy letni
blockbuster, który miał być kolejną serię pokroju „Igrzysk śmierci” i „Więźnia
labiryntu”. I film Nikolaja Arcela z pozoru ma wszystko, aby stać się wielką
franczyzą, bo od pierwszej chwili świat wykreowany w głowie Stephena Kinga
intryguje połączeniem magii i rewolweru z technologią, gdzie dla bohaterów z nie
naszego świata pozostałości po parku rozrywki są tajemniczymi monumentami
poprzedniej cywilizacji. Duża w tym zasługa realizacji całego przedsięwzięcia,
bo pomimo niedużego budżetu (60 mln dolarów), film broni się widowiskowością i
efektami specjalnymi. Wszystko wykonane jest jak należy, aby cieszyło oko
widzów.
Problemy pojawiają się jednak wraz z rozwojem fabuły. Całkiem
ciekawa ekspozycja zostaje niedomknięta przez wiele pytań i wątpliwości. Nie
wiemy czym jest tytułowa wieża, ani w jaki sposób spełnia swoją funkcję,
również o zakonie Rewolwerowców nic nie wiemy, tak samo jak próżno szukać tu
wyjaśnienia motywacji głównego złego. Jest złym człowiekiem posiadającym
straszliwą moc i najwidoczniej scenarzyści wyszli z założenia, że tyle widzom
wystarczy. Nie pomaga również fakt, że narracja gna na złamanie karku aż do
wielkiego finału. Tam, gdzie inne filmy fantasy dopiero rozwijałyby wątki, film
Nikolaja Arcela pośpiesznie zmierza ku finałowi. Przez to wszystko „Mroczna
wieża” nie angażuje emocjonalnie, mamy gdzieś losy Jake’a, a zemsta Rolanda
staje się nieistotna, skoro film nie oferuje żadnej podbudowy zarówno dla
świata jak i swoich bohaterów.
Rozczarowuje również sama akcja, której zbyt wiele nie ma, a
co lepsze momenty pokazano już w zwiastunie. Cierpi na tym przede wszystkim
ostateczny pojedynek między czarnoksiężnikiem a Rolandem, któremu brakuje spektakularności
i fabularnego ciężaru, chociaż sama choreografia walki Rewolwerowca została
wykonana bez zarzutu. Paradoksalnie film o wiele bardziej przykuwa do ekranu w wątkach
rozgrywających się w naszej rzeczywistości, nie zaś świecie pośrednim, który
jest typowym światem fantasy gdzie króluje magia. Twórcom udało się również
wpleść parę niezłych żartów, wynikających z nieznajomości naszego świata przez
Rolanda. Szkoda, że zabrakło czasu na rozwinięcie tego wątku, który idealnie
pasuje do przygodowej produkcji dla nastolatków.
Film również aktorsko ma swoje wzloty i upadki. Idris Elba
znów nie zawiódł i stanął na wysokości zadania. Jego Roland jest zmęczonym
życiem człowiekiem, który już dawno zaprzedał swoją duszę demonom, które mają
pomóc mu w ostatecznej konfrontacji z Człowiekiem w czerni. Elba potrafił to
pokazać, ale Nikolaj Arcel nie do końca to wykorzystał, przez to Rolandowi
brakuje charakteru. Partnerujący mu Tom Taylor nie wypada tak źle na tle reszty
ekipy, choć wyraźnie nie radzi sobie w dramatycznych scenach. Brakuje również chemii
między Taylorem a Elbą. Wybija się za to Matthew McConaughey, który pomimo
słabego scenariusza i zlekceważenia jego postaci, potrafił stworzyć
charyzmatycznego bohatera, choć bardziej idzie w stronę drobnego cwaniaczka niż
majestatycznego i potężnego czarnoksiężnika.
„Mrocza wieża” to film wielu skrajności, w którym widać
pośpiech, niezdecydowanie i niewypracowanie wspólnej wizji między twórcami. Produkcja
urzeka swoim światem powodując, że ma się ochotę sięgnąć po ośmioksiąg, a
przez brak pogłębionej ekspozycji, chce się wiedzieć więcej o bohaterach. Z
drugiej strony film razi przeciętną akcją, brakiem chemii między aktorami i cięższego
tonu całej opowieści, który choć trochę mógłby zmiennik wydźwięk i dramatyczność
wielu scen. Najnowszą produkcję Nikolaja Arcela ciężko uznać za udaną, dlatego
dobrze, że cykl nie będzie kontynuowany w kinach. Zapowiedziano już zupełny
restart w postaci serialu. Oby twórcy jednak poszli w stronę hitowego „22.11.63”
niż „Mgły”, bo jest to zbyt dobra seria, żeby przez wielu oceniana była
zaledwie przez pryzmat nieudanych produkcji kinowo-telewizyjnych.
Ocena: 5/10
foto: CTMG, Inc.
0 komentarze