Królewicz Olch - recenzja
czwartek, sierpnia 10, 2017
16 nagród i 22 nominacje zgarnął do tej pory zaledwie
33-letni Kuba Czekaj. Pomimo tylu wyróżnień złote dziecko polskiej
kinematografii ma za sobą zaledwie dwa pełnometrażowe filmy. Eksperymentalne
„Baby Bump” okazało się dla niego przepustką do wielkiego świata kina.
„Królewicz Olch”, nad którym rozpoczął pracę przed swoim kinowym debiutem, ma
być potwierdzeniem reżyserskiego zmysłu młodego reżysera. Choć „Baby Bump”
można było krytykować za pewien rodzaju pretensjonalności i ciągłego
wykorzystywania jednego surrealistycznego schematu, tak od filmu ciężko było
oderwać wzrok. Czy jego najnowszy film również potrafi zahipnotyzować widza na
ponad półtorej godziny?
Jest on – chłopiec (Stanisław Cywka), nastoletni naukowy
geniusz ze zdolnościami lingwistycznymi. Jest i ona – matka (Agnieszka
Podsiadlik), dorabiająca jako opiekunka do dzieci. Chłopak ma dość fizycznych
eksperymentów i marzy o zwykłym, nastoletnim życiu wśród przyjaciół,
przeżywając pierwszą miłość, eksperymentując z używkami. Apodyktyczna matka
zrobi wszystko, aby kariera jej syna rozwijała się w takim samym tempie jak do
tej pory. Matka z chłopcem przeprowadzają się więc do nowego miasta, gdzie syn
będzie brał udział w zajęciach na uniwersytecie, przy okazji przygotowując zupełnie
nowy projekt. Niespodziewanie w ich życiu pojawi się mężczyzna (Sebastian Łach),
ojciec chłopca, który wywróci ich względnie spokojny i poukładany świat do góry
nogami.
W „Królewiczu Olch” wykreowany świat poznajemy oczami, a
może bardziej umysłem chłopca. Dorastający chłopak zdaje sobie sprawę, że
pomimo swojego wielkiego geniuszu, traci czas na naukową karierę, zamiast wieść
normalne, szkolne życie. Zgubnie marzy o zupełnie innej egzystencji, niż tej,
którą zgotowała mu matka. Jako osoba z autyzmem, przez chorobę którą nie
potrafi chociażby odróżniać prawej strony od lewej, zwykłe życie byłoby dla
niego przekleństwem i tylko niezwykły umysł ratuje go od zupełnego zapomnienia.
Wie o tym matka, która traktuje syna jak maszynkę do zarabiania pieniędzy.
Wyznanie matczynej miłości przychodzi jej tylko w alkoholowym amoku. Zimna i
wyrachowana matka, która już w pierwszych minutach zupełnie zmienia fryzurę,
jeszcze bardziej podkreślając swój autorytarny charakter, zmusza syna do
wzięcia udziału w międzynarodowym konkursie naukowym.
Sytuacja zmienia się, gdy chłopak pozna swojego drugiego
rodzica. Ojciec w oczach syna jest prawdziwym mężczyzną – żyje w lesie z dala
od cywilizacji, nosi gęstą brodę idealnie pasującą do skórzanej kurtki, która
to dopasowana jest do motocyklu. Jakby było za mało testosteronu, to mężczyzna
pracuje jako atrakcja turystyczna, gdzie robi show z jedzeniem surowego mięsa
sarny wśród wygłodniałej sfory wilków. Chłopiec chciałby być jak ojciec, ale z
trudem przychodzi mu przyznanie się do tego.
Reżyser zagłębia się w skomplikowany świat autystycznego
umysłu. Z jednej strony jest on bardzo podobny do świata każdego zdrowego
psychicznie człowieka, z drugiej różni się wieloma pomniejszymi detalami, które
stanowią klucz do całej opowieści. Ucieczką z tego świata okazuje się niemiecka
ballada „Król Olch” Goethego, którego chłopiec recytuje w oryginale. Jej wersy
pojawiają się przez cały film i zwiastują przyszłe wydarzenia. Bo oprócz
pracowaniem nad rozczepieniem hologramów poprzez światło, co potwierdziłoby
teorię o równoległych światach, chłopiec oczekuje także końca świata, który
według jednego z proroków, ma przyjść za jedenaście dni.
Ale u Czekaja ważna jest również rodzina. Początkowy układ
matka – syn, zostaje zburzony przez pojawienie się ojca. Mężczyzna nie zna
reguł, które synowi narzuciła matka i sprawia chłopcu prezent w postaci psa. W
pewnym momencie można by rzecz, że wreszcie mamy rodzinę w komplecie, ale tę
idyllę burzy chaos w postaci syna, który nie potrafi przyjąć perspektywy świata
widzianego przez ojca, kiedy to przez tyle lat widział go oczami matki. Stąd
też nawiązanie do utworu Goethego, którego Czekaj wykorzystuje do zilustrowania
relacji obu męskich bohaterów.
Tym razem Kuba Czekaj nie wykorzystuje surrealizmu do
zilustrowania myśli i uczuć głównego bohatera, co nie znaczy, że „Królewicz
Olch” nie jest kolejnym filmem eksperymentalnym, szczególnie w polskim kinie.
Film wymyka się gatunkowym ramom, łącząc w sobie dramat z fantastyką a nawet
science-fiction. Obraz z pozoru może wyglądać jak kolejne „Za niebeskimi
drzwiami” czy „Siedem minut po północy”, ale u Czekaja alternatywny świat nie
jest ciekawszy do eksplorowania od tego realnego, nie stanowi też dla bohatera
łatwego wyjścia od problemów z drugiego świata.
„Królewicz Olch” pomimo paru nietrafionych reżyserskich
rozwiązań i skomplikowania całej historii opartej na symbolice i metaforach,
tak jak „Baby Bump” potrafi od pierwszej do ostatniej minuty przykuć do ekranu
niezwykłą reżyserską wizją. Kuba Czekaj już po raz drugi hipnotyzuje widza,
nawet wtedy, kiedy ten zmęczony jest kolejnymi przebitkami i chciałby, aby
fabuła posunęła się naprzód. Duża jest w tym też zasługa bezbłędnej Agnieszki
Podsiadlik oraz bardzo dojrzałego aktorsko Stanisława Cywki. „Królewicz Olch”
to produkcja bardzo dużo wymagająca od widza, która nie zawsze jest w stanie
cokolwiek zaoferować w zamian, ale poprzez łączenie chłodnego realizmu z
tajemniczym oniryzmem, ciężko od tak zapomnieć o tym filmie.
Ocena: 6/10
foto: materiały prasowe
0 komentarze