Obdarowani - recenzja

środa, sierpnia 09, 2017


Marc Webb i Chris Evans udowadniają, że istnieje życie po superbohaterskich produkcjach. Pierwszy to reżyser obu części „Niesamowitego Spider-Mana”, który nie otrzymał kolejnej szansy od Sony na udowodnienie, że poprzednie dwie odsłony Człowieka-Pająka były wypadkiem przy pracy. Drugi zaś to gwiazda „Avengersów”, który po trzeciej i czwartej części wspólnych przygód superbohaterów najprawdopodobniej będzie musiał poszukać sobie nowe zajęcie. W przypadku Evansa tak już się powoli dzieje, chociaż od kiedy został Kapitanem Ameryką miał coraz mniej czasu na udział w innych produkcjach. Czy „Obdarowani” staną się dla niego przepustka do życia post-avengersowego?

Siedmioletnia Mary (Mckenna Grace) jest uzdolnionym matematycznie dzieckiem. Talent do liczb ma po zmarłej matce oraz niepoznanej babci. Dziewczynkę samotnie wychowuje Frank (Chris Evans), były nauczyciel filozofii, który przeprowadził się z Mary na przedmieście Florydy, gdzie dorabia naprawiając łodzie. W wychowaniu dziewczynki Frankowi pomaga sąsiadka Roberta (Octavia Spencer). Nauczycielka Mary Bonnie (Jenny Slate) szybko orientuje się, że dziewczyna jest o wiele poziomów wyżej od reszty uczniów. Wkrótce w życiu Franka i May pojawia się babcia Evelyn (Lindsay Duncan), która chce posłać córkę do specjalnej szkoły dla uzdolnionych dzieci.


Z pozoru „Obdarowani” to kolejny wyciskacz łez, pełen ckliwych i uroczych scen, który ma podtrzymać widza na duchu i dać wiarę w lepszy świat. Ciepło w serduchu gwarantowane. Ciężko się nie zgodzić, że film wielokrotnie szantażuje widza do uronienia choć jednej łzy. Bo czego tu nie ma. Jest mała bystra i słodka dziewczynka, która przez swój wielki dar staje się przyczyną wielu konfliktów, dwie zwaśnione strony, które albo rozszarpią sobie oczy, albo znajdą kompromis z myślą o dobru dziecka, oprócz tego niezręczny romans między Frankiem a Boonie, a wszystko to zamyka ulubieniec Mary, czyli rudy kot z jednym okiem. Marc Webb zmyślnie miksuje wszystkie wątki, bo oprócz rodzinnego dramatu znalazło się sporo miejsca na sądową batalię, a nawet spontaniczną komedię. Wszystko w duchu kina familijnego.

Pomimo tego reżyser nie wyciska całego potencjału z poszczególnych wątków. Ledwo daje nam poznać Mary i wyjaśnia skomplikowane relacje z Frankiem, kiedy temu drugiemu przychodzi stoczyć bój o dziewczynkę z jej babcią. Frank pragnie dla siedmiolatki normalnego życia, gdzie bez żadnych przeszkód mogłaby bawić się po szkole z rówieśnikami na placu zabaw, zamiast do późnych godzin wieczornych przesiadywać na uczelni rozwiązując matematyczne równania z wizji Evelyn. Babcia chce, aby wnuczka poszła w ślady córki i kontynuowała jej opus magnum, czyli rozwiązała jeden z największych milenijnych problemów, który ostatecznie doprowadził do śmierci matki dziecka. Sądowa rozprawa to więc nie tylko bitwa o przyszłość dziewczynki, ale również zderzenie zupełnie odmiennych ideologii - pragmatycznego umysłu ścisłego Evelyn i romantycznego humanizmu Franka.


Moralny dylemat kto byłby lepszym opiekunem dla Mary niestety nie istnieje, bo twórcy nie dają nam żadnych powodów, aby uwierzyć w intencje Evelyn, która kierowałaby się wyłącznie dobrem swojej wnuczki. Jak w wielu takich przypadkach powoduje to, że niezamożny i prosty Frank walczy z bogatą i wyniosłą babcią dziewczynki, za którą stoją najlepsi prawnicy. Nie lepiej jest z krótkim i niepotrzebnym romansem Franka i Bonnie. Potencjał komediowy został tu odpowiednio wykorzystany, ale finał tego wątku pozostawia już wiele do życzenia. Marcowi Webbowi też nie za dobrze wyszło pokazanie relacji Mary i sąsiadki Roberty. Wielu rzeczy widz musi sam się domyślić, ale jak zwykle świetna Octavia Spencer nie dostała na tyle czasu, aby jej postać jakkolwiek była znacząca dla całej opowieści.

Film swój sukces zawdzięcza przede wszystkim doskonałej Mckennie Grace. Jedenastoletnia aktorka ani razu nie drażni, a przez swój wrodzony urok ciężko jej nie kibicować, przy okazji podziwiając jak świetnie radzi sobie w niełatwej roli. Dziewczyna ma przed sobą ogromną przyszłość i można mieć tylko nadzieję, że nie zostanie ona zmarnowana na nic nieznaczące, taśmowo kręcone horrory. Cieszy również chemia z jej ekranowym partnerem. Chris Evans tym razem nie imponuje pokaźną muskulaturą, którą wyrobił do roli Kapitana Ameryki, a aktor udowadnia, że nie da się zaszufladkować ani w kinie akcji, ani tym bardziej w komediach romantycznych, bo talentu do grania dramatycznych ról mu nie brakuje.


„Obdarowani” to miła propozycja dla kogoś, kto szuka rodzinnego filmu ku pokrzepieniu serc, na którym można uronić parę łez. Film może i nie zmieni sposobu postrzegania świata, ale miłą odmianą jest obejrzenie losów małoletniego geniusza, któremu tym razem nikt nie dopiął łatki autyzmu. Do tego na osłodę świetne role Mckennie Grace i Chrisa Evansa.

Ocena: 6/10

foto: Twentieth Century Fox Film Corporation

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty