Botoks - recenzja

piątek, września 29, 2017


Patryk Vega jest bardzo płodnym reżyserem. W ciągu zaledwie kilku miesięcy jest w stanie wyprodukować ponad dwugodzinny film, od razu obiecując następną produkcję w podobnym czasie. Jednak to nie tempo czy metodyka pracy może najbardziej imponować w osobie Patryka Vegi. Żaden inny polski reżyser nie jest w stanie przyciągnąć zarówno koneserów kina, wyjadaczy popcornu czy niedzielnych kinomanów do kina na swój film. Jedni na jego produkcje idą z poczucia dobrze spędzonych dwóch godzin w świecie pełnym przemocy, brutalności, przekleństw i głupiego humoru, drudzy wybiorą się, bo wstyd nie znać, a przecież krytykować też trzeba mieć z czego. Niezależnie jakie są intencje widzów do obejrzenia jego filmów, zyskuje na tym nie tylko sam reżyser, ale i kina, które oblegane są jeszcze kilka tygodni po premierze najnowszego dzieła Patryka Vegi. Ciężko nie mówić tutaj o pewnej modzie na filmy Vegi. Jak więc do tego ma się jego najnowsza produkcja?

Pod względem realizacji „Botoks” podażą tą samą, wytyczoną już dawno temu drogą, którą zapoczątkował pierwszy „Pitbull”, a „Nowe porządki” i „Niebezpieczne kobiety” kontynuowały. Mamy więc do czynienia z poszatkowaną fabułą, opowiadającą tym razem o losach czterech kobiet. Daniela (Olga Bołądź) pochodzi z patologicznej, pijackiej rodziny, gdzie właśnie przeżywa osobistą tragedię, gdyż przez alkohol giną jej rodzice. Został jej tylko brat Darek (Tomasz Oświeciński), z którym postanawiają odmienić swoje życie i zostają ratownikami medycznymi. Dla Danieli to jednak za mało i zatrudnia się w koncernie farmaceutycznym, sprzedając znajomym lekarzom leki firmy. Beata (Agnieszka Dygant) jest lekarzem, ale po ulegnięciu wypadkowi wraz z narzeczonym, który już nigdy może nie wybudzić się ze śpiączki, nie może więcej wykonywać swojego zawodu. Pragnie jednak zostać matką, dlatego decyduje się na zabieg in vitro. Wspiera ją dawna koleżanka z pracy, która przeszła operację zmiany płci i została Markiem (Sebastian Fabijański). Magda (Katarzyna Warnke) jest położną, która oprócz odbierania porodu, dokonuje także aborcji. Od momentu gdy sama zachodzi w ciążę, pojawiają się wątpliwości, czy słusznie robi dokonując aborcji, tym bardziej, że lekarska opieka nad jeszcze żywym płodem praktycznie nie istnieje. Jest jeszcze Patrycja (Marieta Żukowska), która wyrzucona z pracy w szpitalu, odkrywa u siebie talent do przeprowadzania zabiegów i operacji z zakresu medycyny estetycznej.

foto: Vega Investments, Anna Gostkowska

„Botoks” na pewno nie stanowi laurki dla służby zdrowia i lekarzy, ale tych drugich z pewnością nie krytykuje. To bardzo surowy osąd całego systemu opieki zdrowotnej, nie zaś jej poszczególnych elementów, gdzie skorumpowany ordynator jest tylko jednym z wielu trybików w od dawna zepsutej maszynie, która działa tylko dlatego, że musi. Tak jak i w „Pitbulla”, i w „Botoksie” pojawia się plansza, że film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, tylko że te stanowią niewielką i bardzo wybiórczą część całej opowieści, w której najważniejsze są cztery bohaterki. Już w „Niebezpiecznych kobietach” Vega nieco bardziej eksperymentował z klasyczną opowieścią, nie zaś losowo wrzuconymi scenami, bez żadnego związku przyczynowo-skutkowego. Tym razem zbędnych wątków i postaci oraz niepotrzebnych scen również jest sporo, ale dzięki głównym bohaterkom została zachowana fabularna ciągłość. Jednym z takich jest wątek koncernu farmaceutycznego, które zasługuje na o wiele szersze potraktowanie, ale jako, że pasuje do całości szpitalnych opowieści, to został do filmu wrzucony niejako na siłę.

Technicznie „Botoks” to kolejny brat należący do serii „Pitbull”, więc jeżeli komuś nie podoba się inscenizacyjny chaos, krótkie sceny wrzucone tylko dla kiepskiej puenty, czy momenty strice humorystyczne, a do tego brak poszanowania dla logiki działań bohaterów, jak i braku ich rozwoju, to najnowsza produkcja reżysera nic w tej materii nie zmienia. Jednak merytorycznie „Botoks” jest najlepszym filmem Patryka Vegi. Służba zdrowia to temat dotykający absolutnie nas wszystkich, od momentu przyjścia na świat do samej śmierci (dostaje się również zakładom pogrzebowym) i nawet mając świadomość selektywności faktów w filmach Vegi, zaprezentowane przez niego obrazy można byłoby uraczyć niejeden horror. Już na początku reżyser serwuje trudną do wytrzymania mieszankę różnych sytuacji, które przez swoją absurdalność i niedorzeczność musiały zostać zaczerpnięte z prawdziwego życia, przygotowując nas do dalszych wydarzeń, a bardziej wrażliwych widzów ostrzegając, że dalej nie będzie lepiej. Niekomfortowe sceny przewijają się przez cały film, prezentując skomplikowane porody, płody po aborcji czy operacje plastyczne. Nie jest to produkcja dla ludzi o słabych nerwach i żołądkach, a jakby tego było mało, Patryk Vega szantażuje widza emocjonalnie, co wychodzi mu z mieszanym skutkiem.

foto: Vega Investments, Anna Gostkowska

I tu pojawia się kolejny problem, czyli bardzo nierówne tempo i ton całego filmu. Vega pozostawia niewielki margines dla otrzęsienia się widza z nieprzyjemnych widoków, od razu przeskakując do innych wątków, często też przerywając je jakimś gagiem. „Botoks” ma o wiele więcej do powiedzenia niż wszystkie „Pitbulle” razem wzięte, nawet jeżeli to truizmy, to człowiek chce wierzyć, że zawsze jest pod dobrą opieką lekarzy. Często jest jednak odwrotnie, bo lekarze to też ludzie i mają własne problemy, a na końcu i tak będą chcieli ratować własną posadę lub szpital ich do tego zmusi. Powoduje to, że „Botoks” broni się przekazem, ale niekoniecznie tym jak go chce przedstawić, często hiperbolizując lub używając powtórzeń. Dla fanów „Pitbulla” to i tak nadal będzie niezła komedia, choć tym razem Vega starał się nakręcić wielowątkowy, ciężki w odbiorze dramat.

W ostatnich „Pitbullach” Patryk Vega dawał szansę wykazania się młodym, nieznanym szerszej publice aktorom. Dzięki jego filmom świat usłyszał o Piotrze Stramowskim, Tomaszu Oświecińskim i Sebastianie Fabijańskim. W „Botoksie” reżyser wykorzystuje dobrze znanych aktorów z poprzednich jego filmów. Gdy jednak o rolach panów ciężko napisać cokolwiek przychylnego, bo sam Vega kreuje w stworzonym przez niego świecie mężczyzn jako egoistycznych, nierozgarniętych, nieodpowiedzialnych i narcystycznych perwersów, tak kobiety, w duchu feministycznego nurtu, to odważne i odpowiedzialne osoby, które przeżywają swoje kryzysy, ale zawsze mają na tyle silną wolę, żeby przeciwstawiać się największym problemom. Dlatego aktorsko wyróżniają się odtwórczynie głównych ról, ze szczególnym wyróżnieniem Katarzyny Warnke, która pokazuje na co ją stać pod koniec filmu. Ale również Olga Bołądź, Agnieszka Dygant i Marieta Żukowska grają na takim poziomie, że ciężko się do czegoś przyczepić.

foto: Vega Investments, Anna Gostkowska

„Botoks” jest filmem skrajnym, z jednej strony widać pośpiech, chaos i ogólną selektywność, a poszarpana narracja nigdy nie była mocną stroną filmów Vegi, tak produkcja broni się treścią, nawet jeżeli miejscami są to banały i niewiele ze sobą jest spójne, to mimo wszystko ciężko przejść obojętnie obok tak drastycznych scen i przygnębiającego wydźwięku filmu. Dlatego pod tym względem to bez wątpienia najlepszy film Vegi w całym jego dorobku, cała reszta jest już na tyle dobrze znana, że ciężko i tym razem przyklasnąć reżyserowi i pogratulować mu dobrze wykonanej roboty. 

Ocena: 4/10

foto: Vega Investments, Anna Gostkowska

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty