LEGO BATMAN: FILM - recenzja
wtorek, lutego 07, 2017
DC wraz z Warner Bros. po wizerunkowej porażce „Batman v
Superman: Świt sprawiedliwości” i „Legionu Samobójców” postawiło większy nacisk
na budowanie swojego uniwersum wykorzystując najbardziej znaną i lubianą postać
ze swojej stajni. Batman więc nie tylko stanął na czele Ligi Sprawiedliwości po
zaskakującym zakończeniu filmu o pojedynku dwóch wielkich herosów, ale na fali
popularności roli Bena Afflecka, solowy film o Mrocznym Rycerzu otrzymał
zielone światło. Ale to nie był koniec niespodzianek dla fanów Człowieka
Nietoperza. Po świetnie przyjętej „LEGO: PRZYGODA” z 2014, gdzie Batman
stanowił jedną z najważniejszych drugoplanowych postaci, a przy tym był
czołowym klaunem w drużynie, włodarze studia zdecydowali się poświęcić mu
własny film w klockowej konwencji. „LEGO BATMAN: FILM” to spełnienie
dziecięcych marzeń każdego, kto za młodu przerywał zabawę klockami aby obejrzeć
kolejny odcinek serialu animowanego o Batmanie.
„LEGO BATMAN: FILM” to typowa autoparodia i satyra na kino
superbohaterskie. Batman może nie jest tu tak samoświadomy swoich występów na
wielkim ekranie jak przed roku Deadpool, ale to nie przeszkadza twórcom w
rzucaniu żartami już od pierwszej sekundy filmu, gdzie główny bohater naśmiewa
się z kolejnych logotypów, wyśmiewając mroczną stylistykę przedstawiającą logo
Warner Bros., czy jedno ze studiów nazywając wprost mafią. Dalej jest jeszcze
lepiej. Scena otwarcia to prawdziwy rollercoaster bez trzymanki, w którym
dzieje się tak dużo, że czasami ciężko połapać się co przed chwilą się
wydarzyło. Batman po raz kolejny musi uratować Gotham przed złolami dowodzonymi
przez Jokera. Do Azylu Arkham wyśle całą plejadę przestępców na czele ze
wspomnianym klaunem, jego pomocnicą Harley Quinn, Pingwinem, Dwiema Twarzami,
Człowiekiem-Zagadką, czy nieco mniej znanymi przeciwnikami Batmana, jak
Clayface i Calendar Man. Po dynamicznej, wybuchowej i przepełnionemu kolorami
akcji, Batman może znów zatriumfować zbijając piątki z mieszkańcami miasta
wiwatującymi na jego część.
Ale Batman po powrocie do swojej batjaskini, oprócz wiernego
lokaja Alfreda, nie ma nikogo oprócz swojego super inteligentnego batkomputera.
Jada więc ukochane homary podgrzane w mikrofali samotnie, dryfując przy tym na
batmotorówce, oglądając w samotności komedie romantyczne z Tomem Cruisem,
aranżując heavymetalowe kawałki na batgitarze czy przechadzając się po pustym
holu z rozrzewnieniem wspominając czasy, gdy żyli jego rodzice. Batman jak na
prawdziwego superbohatera przystało nie daje po sobie poznać, że w głębi serca
jest bardzo samotny i nawet kochające i wychwalające pod niebiosa go tłumy nie
wypełniają pustki. Przez to Bruce Wayne stał się gburowaty, egocentrycznym
bucem, dbającym wyłącznie o swój interes, wierzący o swoją nieomylność i
wielkość. Nie potrafi nawet przyznać przed samym sobą, że Joker, jego
śmiertelny arcywróg, nemezis i zarazem najbliższy przyjaciel, bez którego nie
mógłby żyć, a już na pewno nie miałby powodu „do wstawania o świcie o 16:00”,
którego dzień w dzień gania po mieście, jest osobą, którą szczerze nienawidzi.
Przygnębiony całkowitym brakiem empatii (choć w tym przypadku
antypatii) ze strony Batmana Joker, knuje plan zmuszający Bruce’a Wayne’a do
zmiany światopoglądu i przyznania przed całym światem, że zarówno rodzina i
przyjaciele, jak i arcywrogowie są potrzebni w życiu każdego superbohatera. W
międzyczasie przez omyłkę Batman adoptuje Dicka Graysona, zafascynowanego
zarówno multimiliarderem jak i Mrocznym Rycerzem. Na Batmanie zacznie ciążyć
odpowiedzialność za życie chłopca, ale zanim do tego dojdzie, wykorzystuje przybranego
syna do własnych celów wykradając pewne urządzenie ukryte przed światem w
kryjówce Supermana.
Twórcy filmu bez żadnego sentymentu rozprawiają się z mitem,
czy może bardziej filozofią całej marki jaką jest Batman. Udanych i trafnych
żartów tu jest tyle, że uśmiech z twarzy nie schodzi niemal przez cały film,
nawet gdy zaczyna wkracza na nieco poważniejsze tematy jak rodzicielstwo czy
trauma po stracie bliskiej osoby. Właściwie to świetny humor, trafiający
zarówno do najmłodszych jak i tych starszych, pełen odniesień do popkultury,
jak i charyzma głównego bohatera stanowią paliwo napędowe dla całego filmu. Pod
toną żartów kryje się prosta, pretekstowa fabuła ze świetnym początkiem,
ekspozycyjnym środkiem i zakończeniem podniesionym do potęgi drugiej to co
widzieliśmy we wstępie. Nie ma tu zbyt wiele czasu na wątki poboczne czy
budowanie postaci drugoplanowych, liczą się tylko kolejne żarty i ciągła akcja,
a przy tym skrupulatne i cierpliwe dążenie do końcowego morału.
Zawiodła mnie nieco ostatnia bitwa między Batmanem i jego towarzyszami
a arcyłotrami. LEGO na swojej licencji ma najróżniejsze marki, które częściowo
wykorzystali już w „LEGO: PRZYGODA” tworząc barwny i wielowymiarowy klockowy
świat. Tylko, że w świecie Batmana nie było potrzeby ich wykorzystywać, bo
uniwersum Mrocznego Rycerza ma masę ciekawych postaci po każdej stronie
barykady. Pomimo tego twórcy skorzystali z takich ikon kina jak King Kong,
Gremliny, Voldemort, Sauron czy Agent Smith z „Matrixa”. Wykorzystanie ich do
końcowej walki na terytorium Batmana nieco wybijało mnie z tego świata, które
twórcy tak dobrze konstruowali przez ponad godzinę filmu. Bez skorzystania z
innych licencji obraz nic by na nieobecności tych postaci nie stracił, a wręcz
zyskał dodatkową wiarygodność. Tym bardziej, że przez krótką chwilę pojawia się
cała ekipa Ligi Sprawiedliwości z Supermanem, Flashem i Wonder Woman na czele,
więc arcywrogów na pewno by nie zabrakło.
„LEGO BATMAN: FILM” to produkcja na podobnym poziomie co „LEGO:
PRZYGODA”, więc śmiało można wysunąć tezę, że pierwszą animację nominowaną do
przyszłorocznych Oscarów już znamy. Sam jestem zakochany w Batmanie, co prawda
preferuję bardziej mroczne podejście do ikony DC Comics, tak kolorowa, wręcz
krzykliwa parodia jest miłym odświeżeniem po mrocznych i depresyjnych
poprzednich filmach studia. Młodsi wreszcie otrzymali film o Batmanie, na który
mogą wybrać się do kina z rodzicami, starsi zaś dostali kombinację duńskich
klocków z jednym z najlepszych superbohaterów w historii. Czegoś chcieć więcej?
Na pewno zamówienia na drugą część.
Ocena: 8/10
foto: Warner Bros. Entertainment Inc.
0 komentarze