The Circle. Krąg - recenzja

środa, maja 17, 2017


Prywatność i anonimowość w internecie już od dawna jest mitem. Choć wciąż wierzymy, że nikt nie śledzi naszego ruchu w sieci, rzeczywistość na każdym kroku udowadnia nam, że wielkie korporacje, ale również rządy różnych państw bez problemu są w stanie zbudować nasz profil. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro setki milionów ludzi na całym świecie dzieli się swoim życiem publikując w mediach społecznościowych zdjęcia czy filmy. Lokalne, kameralne dramaty związane z cybeprzestępczością wciąż są ignorowane, bo trudno sobie wyobrazić, że mogłoby to dotyczyć również mnie. Ale co się stanie, gdy brak prywatności i anonimowości w sieci stanie się problemem globalnym? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć reżyser letniego hitu „Cudowne tu i teraz”.

Ambitna Mae Holland (Emma Watson) marzy o pracy w wielkiej informatycznej korporacji jaką jest Krąg. Gdy wydaje jej się, że na dobre utknęła na telefonie w firmie wodociągowej, dostaje informację, że czeka na nią rozmowa rekrutacyjna w Kręgu. Gdy zostaje zatrudniona przez Krąg, który oferuje pełen pakiet socjalny, nie tylko dla niej, ale również dla jej nieuleczalnie chorego ojca, poznaje założyciela i CEO Eamona Baileya (Tom Hanks). Genialny wizjoner pijący morze kawy jest szefem idealnym, znajdujący czas dla swoich pracowników, mający z nimi kumpelskie relacje. Jednak Krąg wymaga od dziewczyny także uczestnictwa w życiu firmy po pracy, a przy okazji dzielenia się tym z całym światem. Jak się okazuje, Krąg jest firmą, która nie dba o prywatność, rozmieszczając kamery na każdym rogu budynku, tłumacząc to zwiększonym bezpieczeństwem. Idealistyczna Mae nie wie, że jest tylko pionkiem w grze Baileya. Ty (John Boyega), odpowiedzialny kiedyś w Kręgu za wielki projekt, chce przekonać dziewczynę, że firma nie działa ze szlachetnych pobudek. Również były chłopak Mae, Mercer (Ellar Coltrane), jest krytycznie nastawiony do tego, że firma śledzi każdy krok swojej pracownicy.


Przez pierwszą godzinę filmu wraz z Mae poznajemy idealną firmę jaką jest Krąg. Jest to krzyżówka Facebooka i Google, czyli serwis społecznościowy z masą dodatkowych funkcjonalności jak streaming przez 24 godziny na dobę (z 3 minutowymi przerwami na toaletę), miejski monitoring poprzez rozsianie setek kamer na każdym zaułku, a w wielkich planach firmy jest robienie zakupów przez aplikację, namierzanie każdego człowieka na świecie w zaledwie kilka minut, czy z iście idealistycznym projektem wymuszającym na wyborcach rejestrację w Kręgu, aby mogli otrzymać prawo wyborcze (głosowanie oczywiście przez aplikację). Jak nietrudno zgadnąć, Krąg ma za nic prywatność nie tylko swoich użytkowników, którzy mają stanowić dla firmy bezpłatną siłę roboczą poprzez zapełnianie internetu najróżniejszymi treściami, jak również wspomnianym wcześniej namierzaniem osób skazanych prawomocnym wyrokiem, ale co gorsza, także osób, które nie posiadają konta w serwisie.

Film Jamesa Ponsoldta opowiada o zagrożeniu płynącym z braku zachowania prywatności i anonimowości w sieci, gdzie sfera prywatna, zawodowa i publiczna to jedno i to samo, a pełna transparentność jest czymś, co ma pomóc społeczeństwu w odpowiednim funkcjonowaniu, gdzie szkodliwe lub oporne jednostki powinny być od razu eliminowane lub nawracane. W naszych życiach coraz więcej urządzeń jest smart, a już wkrótce mamy doczekać się technologii wyjętej wprost z „Raportu Mniejszości”, gdzie odpowiednie służby będą powiadamiane o zagrożeniu zanim dojdzie do jakiegokolwiek sytuacji. Praktycznie żyjemy już w przyszłości z „Kręgu”, gdzie sprzedajemy swoją prywatność wrzucając kolejne zdjęcie na Insta, czy witając się z obserwującymi na Snapie. Dlatego film nie szokuje tak jak powinien, a co gorsza, nie skłania do refleksji. Produkcja Ponsoldta pozbawiona jest wymaganej w tym przypadku filozofii, opowiadającej się po stronie zwolenników takiego rozwiązania lub przeciwników. Zamiast tego zostajemy pozostawieni gdzieś po środku, bez odpowiedniego zakończenia tej historii, po której można byłoby wysunąć wnioski co do obecnej kondycji bezpieczeństwa prywatności w internecie.


„Krąg” przez to jawi się jako kolejny odcinek mało wymagającego serialu „Wymiar 404”, który miał być skierowanym do szerokiego odbiorcy, odpowiedzią na doceniany inny serial, „Black Mirror”, który niejednokrotnie o wiele sprawniej i dosadniej potrafił, ale też z większym luzem, przedstawić do czego może zaprowadzić ludzkość technologia, gdy jakiś samozwańczy wizjoner przegnie w swoich planach. Ciężko zapomnieć również o wielu absurdach czy głupotkach. Mae nosi cały czas nadającą na żywo kamerę, nawet w pracy, ale wątpię aby jakikolwiek pracodawca chciał, aby tajemnice filmy czy know-how, były od ręki dostępne nie tylko dla konkurencji, ale dla każdego człowieka. Nie mówiąc już o tym, że „Krąg” jak na złowrogą korporację przystało, ma pełną aprobatę nie tylko amerykańskiego rządu, ale również innych państw, co wydaje się mocno przesadzone.


Dlatego szkoda, że dwa wątki z pobocznymi postaciami zostały zepchnięte na margines, bo mogłyby zupełnie zmienić ton filmu. Pierwszym z nich jest koleżanka Mae, Annie (Karen Gillan), zajmująca miejsce tuż pod szefostwem w hierarchii firmy. Wiecznie zalatana, niemająca czasu dziewczyna, biorąca różne pigułki aby walczyć z sennością i podtrzymywać skupienie, wreszcie daje za wygraną i staje się wrakiem człowieka. Bardzo ważny motyw dla każdego, kto przez wyścig szczurów w wielkich korporacjach staje się pracoholikiem. Pomijam już fakt, że w firmie tak propracowniczej jak Krąg, ktoś powinien zainteresować się kiepskim stanem Annie. Sam wątek znajduje swoje zakończenie w najbardziej schematyczny sposób z możliwych. Tak samo jak ten z Ty’em, który w filmie pojawia się parę razy, zazwyczaj na konferencji firmy, siedząc lub stojąc gdzieś z boku, zawsze ze skwaszoną miną. Jego postać miała dodać trochę tajemnicy do historii, nadać rozpędu głównej bohaterce, aby ta zaczęła przestać wierzyć w każde słowo genialnego Baileya, ale w rezultacie James Ponsoldt idzie na skróty, zupełnie zapominając o rozbudowaniu tej postaci, nadając jej jakiś rys psychologiczny czy historię.


„The Circle. Krąg” mogłoby być ważnym głosem w coraz mniej respektowaną prywatność w internecie, ale zamiast tego reżyser zbyt mocno skupił się na samej postaci głównej bohaterki (całkiem niezła Emma Watson), przez co pierwsza godzina filmu jest mało atrakcyjna, zaś druga część podąża według schematu, przez co zakończenie staje się przewidywalne. Do tego Ponsoldtowi brakuje wyczucia w wielu scenach, które stają się karykaturą samą w sobie (scena jednej z konferencji czy rozmowa w toalecie). „The Circle. Krąg” jest niewymagającym, niestawiającym żadnych pytań kinem rozrywkowym, przykładem produkcji, o której zapomina się zaraz po wyjściu z kina. Ale kto oprze się uśmiechniętej twarzy Toma Hanksa? Z takim szefem każdy poszedłby w ogień. 

Ocena: 4/10

foto: http://thecircle.movie/

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty