Mumia - recenzja

środa, czerwca 14, 2017


Jeszcze kilka lat i zaroi się od filmowych uniwersów w kinie. Marvel, Gwiezdne Wojny, DC Comics, a teraz Universal Pictures z Dark Universe opowiadający o znanych potworach z legend i opowieści. Jakby tego mało, piąta część „Transformersów”, która zagości w kinach już niedługo, będzie otwarciem uniwersum byłych mieszkańców Cybertronu, rozpoczynie całą serię spin-offów. Ale nie wszystko złoto co uniwersum. Boleśnie przekonało się o tym Legendary Pictures wraz z Universalem, którzy w 2014 roku wydali na świat „Draculę: Historię nieznaną”, będącą nieudanym początkiem dla pierwotnego pomysłu stworzenia z potworów uniwersum z prawdziwego zdarzenia. Osamotniony Universal zaryzykował próbując raz jeszcze przekonać widzów do swojego pomysłu. Czy tym razem ta sztuka się udała?

Nick Morton (Tom Cruise) wraz z Chrisem Vailem (Jake Johnson) szpiegują lokalnych rebeliantów w Afryce dla amerykańskiej armii. Dla nich to tylko pretekst, aby szabrować głęboko zakopane pod ziemią grobowce i sanktuaria ze starożytnych skarbów. Podczas jednej z takich akcji odnajdują pradawne więzienie, w którym spoczywa zmumifikowana Ahmanet (Sofia Boutella), która przed laty oddała swoją duszę bogowi Setowi, aby zamordować całą rodzinę Faraona i tym samym zyskać władzę. Plany kobiety pokrzyżowała straż, zabijając ją tuż przed wykonaniem starożytnego rytuału sprowadzenia Seta do ciała śmiertelnika. Nick uwalnia Ahmanet z więzienia nie wiedząc, że tym samym rzucił klątwę nie tylko na siebie, ale i na cały świat.


Nowa odsłona „Mumii” to zupełnie inny film niż produkcja z 1999 roku z Brendanem Fraserem. Ciężko obie produkcje do siebie porównywać, bo przed laty otrzymaliśmy prosty film przygodowy z masą humoru, czyli ówczesną reinkarnację Indiany Jonesa. Tym razem jest o wiele mroczniej i poważniej, a poczucie przygody ulotniło się wraz z gęstym klimatem spowitego w mroku Londynu. Cała ta otoczka bardzo pasuje do kreowanego na naszych oczach uniwersum, ale w filmie jest tyle samo dobrych pomysłów, jak tych rujnujących film zarówno jako samodzielnej produkcji, jak i pierwszego odcinka Dark Universe.

Ogromnym problemem podczas seansu filmu jest poczucie ominięcia poprzedniego filmu z serii, bo nadmiar ekspozycji potrafi przytłoczyć, a już na początku pojawia się Dr Henry Jekyll (Russell Crowe), czyli odpowiednik Nicka Fury’ego z Marvela. W połowie filmu bohaterowie trafiają do tajnej organizacji dowodzonej przez Dr Jekylla, gdzie wzorem filmów Disneya czy Warner Bros. na bacznie obserwujących widzów czeka masa smaczków, ale przez to wszystko ciężko nie odczuć zdezorientowania niczym główny bohater. Pomimo tego pierwsza część filmu może się podobać, bo choć okropny i wymuszony humor skutecznie potrafi zabić klimat, to cała starożytna i mistyczna otoczka potrafi przykuć do ekranu. Duża w tym zasługa przekonującej roli Sofii Boutelii, która nie tylko charakteryzacją tworzy ciekawego przeciwnika. Przeciwwagą dla niej są zastępy zombie-mumii tworzone przez nią, które zdają się pochodzić z parodii filmu, bo do stylistyki zaoferowanej przez Alexa Kurtzmana zupełnie nie pasują. Nie najlepiej prezentuje się również alter ego Dr Jekylla czyli Mr. Hyde. W głowie miałem raczej potwora przypominającego małego i niezielonego Hulka, czy Solomona Grundy’ego z DC Comics, zamiast tego Russell Crowe został poddany niewielkiej charakteryzacji, a sam jego sposób poruszania się czy wypowiedzi nie odbiega zbytnio od Dr Jekylla.


Największą pomyłką filmu okazuje się karykaturalny Tom Cruise. Pomijając ostatnią część „Jacka Reachera”, aktor przez ostatnie lata nie zaliczył występu w żadnym kiepskim filmie, choć jego role, może po za „Na skraju jutra”, naznaczone były „cruizmami”. Nie inaczej jest w „Mumii”, gdzie Cruise gra przystojnego cwaniaczka o ciepłym sercu i olbrzymiej odwadze oraz ciętym języku. Takie emploi w wykonaniu aktora mogło się już znudzić, przez co zdaje się, że Cruise gra w zupełnie innym filmie. Jeszcze gorzej jest we wspólnych scenach z Jakem Johnsonem, którego rola została sprowadzona do równie oderwanej od całości i zbędnej zjawy. Nieco lepszą rolę zaliczyła Annabelle Wallis, która co prawda jest klasyczną blond pięknością w opałach, ale w sposobie jej gry jest coś magnetycznego, że chce się na nią patrzeć. Choć może być to efekt przedawkowania Cruise i człowiek podświadomie pragnie obejrzeć lepiej grające twarze.


Sukces „Mumii” został położony już na etapie wczesnej produkcji, kiedy to zdecydowano się ciąć koszty na rzecz zatrudnienia głośnego i znanego nazwiska do obsadzenia w głównej roli i przez to na stołku reżyserskim zasiadłą osoba, która do tej pory pisała scenariusze i produkowała filmy. Jak widać obecność na planach produkcji wielu kinowych hitów nie wpływa na reżyserskie umiejętności. Jednak nadal w Dark Universum jest coś intrygującego i widać światełko nadziei dla kolejnych filmów. „Mumia” jako osobny produkt to jednak spory zawód, w którym dobre pomysłu zostają szybko zweryfikowane przez złe, niepasujące rozwiązania, gdzie w drugiej części akcja pędzi na złamanie karku, nie pozostawiając chwili na złapanie oddechu. Przynajmniej sama fabułą nie jest aż tak głupia jak w innych blockbusterach, a efekty specjalne są na przyzwoitym poziomie. Przynajmniej tyle dobrego.

Ocena: 4/10

foto: Universal Pictures

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty